like it

sobota, 14 kwietnia 2012

Seks, edukacja seksualna i szkoły koedukacyjne niszczą MIŁOŚĆ i RODZINĘ!

Udostępnione na FB
Słuchając ogólnopolskich stacji radiowych można trafić na często emitowaną piosenkę, o lekko pedofilskim zabarwieniu, w której padają słowa: „po co nam wczorajsza miłość?”. Emitowana jest też równie często piosenka „Free love”. Pojawia się w niej taka oto teza (w mojej interpretacji): po co nam miłość zniewolona więzami kulturowymi i obyczajowymi, miłość pieczętowana dożywotnią umową składaną w czasie ślubu wraz z załącznikami do tego kontraktu! Liczy się tylko wolna miłość (Free love)! Tak się składa, że obie piosenki wykonywane są przez facetów. Należy zatem domniemywać, że mają oni w tym jakiś swój interes. Oczywistym interesem wydaje się zamiar wykorzystania „naiwnych i głupich panienek” do zaspokojenia własnych potrzeb seksualnych, bez jakichkolwiek zobowiązań czy odpowiedzialności. Bowiem faceci takiego pokroju należą do osobników o zewnętrznych cechach płci męskiej, którzy charakteryzują się całkowitym brakiem poczucia odpowiedzialności za to co robią (w odróżnieniu od tych prawdziwych chłopów poszukiwanych przez Danutę Rinn). Natomiast publice prezentują siebie jako 40-50 letni „młodzieniaszkowie” - luzaki. Na naszym krajowym podwórku typowym przedstawicielem takich luzaków jest showman J.W., gwiazda nadzwyczaj niewiarygodnego TVN-u czy polityk SLD, określany przeze mnie mianem „Golonka”. Nadto GW, która nie reprezentuje interesów Polski i Polaków, obnosi się ostatnio z hasłem „Nie rodzić, lecz pie....ić”. Hasło to współgra z tekstami w/w piosenek i jest elementem prowadzonej przez określone siły i nacje polityki obniżenia populacji ludzkiej na ziemi (New World Order - Nowy Światowy Porządek).

Główną formacją polityczną w Polsce, która narzuca takie zachowania są oczywiście komuniści (w Polsce SLD), bowiem ich celem nadrzędnym jest przekształcenie cywilizacji Człowieka Rozumnego w bezrozumne (plemienne) stado! W stadzie takim rozum śpi (lub go nie ma), a „człowiekiem” rządzą tylko zmysły! W czasach mojej służby wojskowej niesubordynację żołnierza wiązano głównie z tym, że „ch.j rządził jego głową”. Dlatego też, aby obniżyć popęd płciowy podawano żołnierzom brom. Ja nigdy z takimi praktykami się nie spotkałem, chociaż jakieś ziarno prawdy w tym zapewne jest. Zachowania narzucane przez komunistów niosą dla ludzi ogromne niebezpieczeństwo, trafnie ujęte w powiedzeniu: „Gdy rozum śpi, budzą się upiory!”. Zatem doświadczenie wynikające z oglądu rzeczywistości społecznej oraz logika, daje mi możliwość postawienia tez, które, jak sądzę, z tą rzeczywistością i logiką są jak najbardziej zgodne! Te tezy są następujące:
  • Forsowany przez komunistów w mediach oraz w szkolnictwie seks i edukacja seksualna, a także utworzenie najpierw w Związku Sowieckim, a potem na całym świecie, systemu szkolnictwa koedukacyjnego rozpoczęło proces niszczenia i zanikania uczucia miłości, stanowiącego fundament rodziny. Wskutek tego procesu rodzina, która do tej pory stanowiła podstawę cywilizacji Homo Sapiens, również ulega powolnemu unicestwieniu! Rozpoczęto proces niszczenia uczucia miłości rozumianego jako stan, w którym z ukochaną osobą chcemy spędzić całe swoje życie, z nią tworzyć rodzinę, mieć i wychowywać kochane dzieci! Dla tej ukochanej osoby jesteśmy gotowi/e oddać własne życie!
  • System szkolnictwa koedukacyjnego wystawia dzieci i młodzież na bezpośrednią ekspozycję płci przeciwnej, co jest zjawiskiem bardzo groźnym dla podlegających różnym przemianom hormonalnym młodych organizmów. Każdy z nas zapewne doświadczył tego na własnej skórze. Taka ekspozycja powoduje silne rozchwianie emocjonalne, które opóźnia lub wstrzymuje proces prawidłowego rozwoju, głównie w sferze psychiki i kształtuje osobowości niezdolne do samodzielnego istnienia lub zatrzymuje je na etapie nieodpowiedzialnej młodzieńczości, nawet do wieku 40-50 lat. Nadto szkolnictwo koedukacyjne powoduje zacieranie się różnic między płcią męską i żeńską, skutkując pojawieniem się osobników zachowujących się jak płeć przeciwna, mimo zewnętrznych cech ich naturalnej płciowości. Takie osobniki określam mianem „babochłopów” lub „chłopobab”, a typowymi sytuacjami w jakich te osobniki można odnaleźć jest np. „mężczyzna” na urlopie „tacierzyńskim” lub „kobieta” w jednostkach zmilitaryzowanych. Należy postawić pytanie: jakie treści i wartości wychowawcze może przekazać własnemu potomstwu „kobieta” - matka, zawodowo zajmująca się zabijaniem innych ludzi, w tym być może również inne matki i dzieci? Jej potomstwo nie dość, że pozbawione podstawowej matczynej opieki (służba nie drużba) to dodatkowo w procesie wychowawczym otrzymuje przekaz zaburzający naturalny porządek rzeczy, co w ostateczności skutkować może i zapewne będzie różnorodnymi patologiami.
  • Związki jednopłciowe, homoseksualne nie są oparte na miłości, ale wyłącznie na potrzebie czerpania przyjemności oraz satysfakcji seksualnej z dochodzenia do orgazmu w drodze wzajemnej lub osobistej masturbacji. Osoby w takich związkach unikają też w ten sposób niebezpieczeństwa przypadkowego poczęcia niechcianego dziecka, które potem musiało by być zabite w drodze aborcji, porzucone lub za którego życie trzeba by było wziąć odpowiedzialność i stać się rodzicami. A tego nie chcą i się boją. Przyczyną pierwotną takich zachowań jest określony model żywienia oraz szkolnictwo koedukacyjne. Takie zjawisko społeczne należy traktować wyłącznie w kategoriach przypadków odbiegających od normy i być może wymagających jakiejś stosownej kuracji.
  • Konkubinaty zasadniczo nie mają cech typowej rodziny. Osoby w takich związkach przeważnie nie chcą mieć dzieci i ponosić odpowiedzialności za ich wychowywanie. Unikanie takiej odpowiedzialności dotyczy głównie strony męskiej związku, ponieważ kobiecie bardzo trudno jest zneutralizować naturalną i bardzo silną skłonność do opieki i wychowania własnego potomstwa. Związki takie tworzą osoby nie mające skłonności homoseksualnych, a powstają one głównie po to, by nie szukać ciągle partnerów do zaspokajania własnych potrzeb seksualnych i móc w miarę łatwo ich wymieniać lub porzucać. Partner w takich związkach traktowany jest przedmiotowo, jako narzędzie do osiągania własnego zadowolenia seksualnego, często z wykorzystaniem innych środków pobudzających takich jak alkohol czy narkotyki oraz zapewnienia poczucia bezpieczeństwa (np. przed zarażeniem się wirusem HIV).
  • Przypadkowe dzieci poczęte wskutek swobody seksualnej (będącej bezpośrednim i pośrednim skutkiem edukacji seksualnej)  i kontaktów z różnymi partnerami, traktowane są przedmiotowo i w znaczącej liczbie zabijane w zabiegu aborcji (intensywnie promowanym przez środowiska lewicowe i komunistyczne) lub porzucane. Te porzucone, które nie zostały zabite wskutek aborcji, traktowane są przez komunistów jako „dzieci państwowe” i poprzez odpowiednie pranie mózgów przygotowywane do realizacji ich chorobliwych zamiarów i dalszą tego kontynuację. Dobrym przykładem takiej działalności było utworzenie w latach 30-ch XX wieku w Związku Sowieckim wielotysięcznego oddziału komunardów. Do oddziału tego kierowane były dzieci zabierane siłą z rodzin przeważnie patologicznych, które to rodziny następnie były fizycznie unicestwiane! Likwidacja ta (często wielopokoleniowa) miała pozbawić te dzieci jakichkolwiek więzi rodzinnych. Z tego oddziału wywodziły się najbardziej okrutne i niegodziwe osobniki w historii człowieczeństwa! Ale nie mówi się o tym z prostego powodu. Związek Sowiecki wygrał II Wojnę Światową i nie było w jego interesie ujawnienie takich wstydliwych zakątków! A zwycięzców się nie sądzi. Sądzi się tylko pokonanych: Hitlera i jego  faszystowsko-socjalistyczną bandę!
W świetle wyżej postawionych tez łatwo też można zdefiniować po co taki „postępowy” homo sovieticus czy jewropejczyk żyje na tym świeci. Zgodnie z moimi tezami żyje on wyłącznie dla własnej, egoistycznej i bardzo prymitywnej, fizycznej przyjemności oraz zaspokajania rozbudzonych i czasami bardzo wyuzdanych czy patologicznych potrzeb. Ale na tym świecie nic nie jest za darmo. Za ten egoizm i prymitywny cel życia płacimy WSZYSCY bardzo wysoką ceną. Tą ceną są wojny, choroby - głównie cukrzyca będąca protoplastą chorób inwazyjnych i degeneracyjnych (od raka, miażdżycy aż po alkoholizm czy narkomanię), ból, strach, osamotnienie, kac, głód narkotykowy, więzienie itp. oraz krótkie, pozbawione celu i sensu, życie. Tą ceną jest też beznadzieja często doprowadzająca do zamachów samobójczych. Nadzieję taką daje wiara w Boga, lecz wiara w Boga jest dzisiaj ośmieszana i traktowana przez komunistów i "postępowych" jewropejczyków jako zabobon i ciemnogród! Oczywiście tylko od nas zależy jaki świat będzie naszym światem. Światem miłości czy nienawiści! Free love nie istnieje, a seks czy zakochanie nie jest miłością! Taka jest właśnie prawda!

Uwaga wyjaśniająca. W tekście uważam określenia "komuniści" bowiem dobrze wiem, że ta formacja polityczna i ludzie o takich przekonaniach wcale nie wyginęli (jak dinozaury) wraz z upadkiem komunizmu sowieckiego! Wręcz przeciwnie - rozmnożyli się oni jak króliki. Zgodnie z Manifestem Komunistycznym celem nadrzędnym tej formacji politycznej i ludzi ją tworzących jest budowa takiego społeczeństwa, w którym nie będzie własności prywatnej, a wszystko (łącznie z żonami) będzie wspólnotowe - komunistyczne (w j. angielskim community = wspólnota). Wbrew oficjalnej retoryce o rzekomym wolnym rynku, komisarze - komuniści w Komisji Europejskie UE z rozmachem realizują właśnie cele Manifestu Komunistycznego Marksa i Engelsa.

sobota, 7 kwietnia 2012

Fundamenty III RP. Sztuka z dwóch aktach!

WSTĘP:

"Mówią, że starość nie radość - i to prawda. Ale mało jest rzeczy absolutnie dobrych i absolutnie złych, więc również i starość, aczkolwiek - nie radość, też ma pewne swoje plusy dodatnie. Na przykład człowiek stary, dobiegający kresu życia, nie musi się już nikomu podlizywać. Kariery już nie zamierza robić, więc nie musi zabiegać o względy jakichś ważniaków, czy tłumu, natomiast podlizywanie się Panu Bogu z zasady jest bez sensu, bo On i tak wszystko wie, widzi każdego na wylot i trzy metry w głąb ziemi, zatem podlizywanie Mu się graniczyłoby z bluźnierstwem. Nic zatem dziwnego, że zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy świat aż roi się od konformistycznych zasrańców, prawdę odważają się mówić najczęściej ludzie starzy."  
AKT I

OSOBY:
  1. Oficer Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego – mężczyzna przed trzydziestką, dobrze zbudowany, nie jednego kontrrewolucjonistę na tamten świat wyprawił,
  2. Doktor nauk ekonomicznych, pracownik naukowy Uniwersytetu w mieście wojewódzkim. Typowy intelektualista – z wyglądu. W rzeczywistości kawał chama i buraka. Inteligent w pierwszym pokoleniu. Nygus, pozbawiony wszelkich skrupułów moralnych. Kurdupel.
MIEJSCE AKCJI:
Rzecz dzieje się w latach siedemdziesiątych, w mieszkaniu operacyjnym SB. W prawie pustym pokoju, przy stole siedzą Oficer i Doktor. Na stole stoi butelka bimbru i dwa kieliszki.

AKCJA
(kurtyna w górę)
Oficer:
- no co tam słychać u was na wydziale, towarzyszu Doktorze? Magister Urbaniak dalej bruździ?
Doktor:
- oj bruździ towarzyszu majorze, bruździ na całego. Kanalia. Na ćwiczeniach ze studentami, wychwala burżuazyjną gospodarkę amerykańską! Ani razu nie wspomniał, że tam Murzynów biją. Kanalia i łobuz jakich mało. W meldunku, który wam przekazałem, wszystko dokładnie opisałem
Oficer:
- czytałem, czytałem, bardzo dobry raport, z marksistowską żarliwością napisany. Wyjdziecie wy na ludzi Malinowski, wyjdziecie. Ja wam to mówię! Bimberku się napijecie? Tego co zawsze. Towarzysze z waszego wydziału chemii spożywczej pędzą i mi co jakiś czas parę flaszek przyniosą.
Doktor:
- bardzo chętnie towarzyszu majorze, bardzo chętnie. Bimbru o takim jebnięciu jak ten wasz, to nigdzie nie uświadczysz. Bimber nad bimbrami!
Oficer: (nalewa bimber do kieliszków... wypijają. Potworny grymas obrzydzenia pojawia się na twarzy obydwu).
- Ja pierdolę, ale bimbrzysko! Konia by z nóg zwalił, ale nie nas, pracowników pierwszej linii frontu. Czyż nie tak doktorku? A powiedzcie mi towarzyszu, żadnej działalności antypaństwowej na uczelni nie zauważyliście? Żadnych ulotek, gazetek, żadnej agitacji?
Doktor:
- spokojnie jak na wojnie majorze, gdyby nie ten jebany Urbaniak, to bym nie miał o czym meldunków pisać.
Oficer:
- nie miałbyś o czym meldunków pisać powiadasz....A to, k..wa mać, co to jest? (wzburzony major rzuca na stół stos ulotek). Żebym ja się dowiadywał o ulotkach antypaństwowych od woźnego, który jest moim sąsiadem! W ch..ki sobie towarzyszu doktorze lecicie? Pod twoim nosem ulotki antysocjalistyczne kolportują, a ty, k..wa ślepy i głuchy jesteś! Premii za ten miesiąc nie dostaniesz, a i o przydziale kiełbasy zapomnij!
Doktor: (wystraszony przegląda ulotki, nagle twarz mu łagodnieje)
- ależ majorze, to ulotki reklamowe naszej stołówki pracowniczej i studenckiej. Mamy nowego ajenta i on te ulotki wydrukował, aby więcej klientów przyciągnąć. Żadnej działalności antypaństwowej w tym nie ma!
Oficer: (zrywa się z krzesła, wali pięścią w stół, wrzeszczy)
- przestań mi tutaj pier..lić i wariata zgrywać. Co to przyłączyłeś się do tej szajki zdrajców socjalistycznej ojczyzny?
(siada na krześle, nalewa sobie kieliszek bimbru, wypija jednym haustem...chwilę milczą),
- przeczytaj co tam na tych ulotkach piszą. A wolno i wyraźnie. To chyba potrafisz?
Doktor: (czyta wystraszony)
- pierogi leniwe - specjalność naszego zakładu!
(odkłada ulotkę na stół, zdezorientowany rozgląda się niepewnie po pokoju)
Oficer:
            - no i co? Nadal twierdzisz, że na ulotkach ajent stołówkę reklamuje?
Doktor: (cichym, niepewnym głosem)
          - żadnej agitacji antypaństwowej na ulotce nie ma! Ajent tylko pierogi reklamuje, zresztą są bardzo smaczne, sam wczoraj jadłem!
Oficer:
         - ach ty doktorku od siedmiu boleści, jak bym ci tak pałą zajebał w łeb, to byś na oczy przejrzał! Niby kształcony jesteś, ale czujności klasowej u ciebie tyle co brudu za paznokciem u burżuja! Jak się nazywa towarzysz rektor twojego uniwersytetu?
Doktor:
              - Ja p...dolę, teraz rozumiem!!!...nasz rektor to Pieróg Stanisław
Oficer:
              - a nazwisko waszej pierwszej sekretarz PZPR-u, znasz?
Doktor:
              - jakże miałbym nie znać! Toż to towarzyszka Pieróg Anna, żona rektora.
Oficer:
          - już zrozumiałeś? Pierogi leniwe – specjalność naszego zakładu. Czyli co? Specjalnością uniwersytetu są leniwy rektor i leniwa pierwsza sekretarz? Pod twoim nosem kolportują ulotki oczerniające rektora i jego małżonkę, a ty k..wa niczego nie widzisz! Szkalują naszą partię, podważają sojusze, ośmieszają socjalistyczną naukę, a ty nic... bąki sobie zbijasz!...oj doigrasz ty się, doigrasz.... gdy nie to, że znam cię od lat, to pomyślałbym sobie, że jesteś z nimi w zmowie!
Doktor:
         - o k..wa mać, ja p...dolę, ale perfidna, krecia robota antysocjalistyczna. Tak mnie wyrolowali.... jak mogłem tego nie zauważyć? To szubrawcy, zaplute karły reakcji! Towarzyszu majorze wybaczcie! Jak ja mogłem to przeoczyć?
Oficer:
       - żebyś to tylko ty przeoczył tą burżuazyjną prowokację... Wszyscy przeoczyliście! Na pięćdziesięciu pracowników naukowych, mam was na etacie 49, i wszyscy daliście dupy!. Żeby nie woźny, to bym do dzisiaj o tych ulotkach nie wiedział. Muszę wam, k..wa, pogonić kota! Od dzisiaj nie ma premii, przydział kiełbasy wstrzymuję do odwołania! Socjalistyczna ojczyzna płaci wam za pracę, a nie za op...dalanie się! Zrozumiano?!
Doktor:
              - tak jest towarzyszu majorze! Obiecuję, że więcej się taka sytuacja nie powtórzy.
Oficer:
            - no dobrze, już dobrze, daliście dupy – trudno. Ale teraz trzeba się z wrogami socjalistycznej ojczyzny rozprawić, wydusić burżuazyjnych gadów, zaplutych karłów reakcji. Masz jakieś podejrzenie kto za tym stoi? Bo ja myślę, że te ulotki to robota Urbaniaka. Do partii się nie zapisał, z nami nie chce współpracować, listy z Ameryki dostaje i to pisane po amerykańsku. A w tych listach sama agitacja burżuazyjna. W ostatnim pisze do niego jakiś doktor Smith, że pracownicy w Ameryce mogą sobie kupić auto i dom. A ten Urbaniak zamiast odpisać mu, że oni Murzynów biją, wdaje się z nim w jakieś dyskusje, z których nic pojąć nie zdołałem. Na tłumaczenia listów do niego wydaliśmy ponad 3 tysiące. Widzisz go jakie bydle? Socjalistyczna ojczyzna wydaje ciężko wypracowane przez klasę robotniczą pieniądze, na takiego pasożyta! To na pewno on... jak myślisz...on?
Doktor:
          - on, jak amen w pacierzu, on!...To bydlak, tak mnie zmylił, oszwabił, takiego przyjaciela zgrywał...a ja głupi dałem się nabrać!
Oficer:
               - z kim ten Urbaniak w pokoju siedzi?
Doktor:
               - z magistrem Stępniem,
Oficer:
               - a jutro Urbaniak na którą przychodzi do roboty?
Doktor:
               - na jedenastą,
Oficer:
              - daj te ulotki Stępniowi i powiedz mu, żeby je włożył do biurka Urbaniaka, przed jedenastą. My przyjedziemy parę minut po jedenastej, zrobimy rewizję, ulotki znajdziemy i gada do kryminału wtrącimy. Rektor go dyscyplinarnie wyjebie z uczelni i po kłopocie. Jednego antysocjalistycznego warchoła będzie mniej.
Doktor:
               - genialny plan towarzyszu majorze, genialny!
Oficer:
             - co wy byście beze mnie sieroty zrobili? Na głowę by wam burżuazyjne świnie powłaziły! No to na rozchodniaczka jeszcze po jednym kieliszku wypijmy (nalewa bimbru do kieliszków, wypijają) i do roboty towarzyszu doktorze, do roboty.... na pohybel burżuazyjnej reakcji i sługusom amerykańskiego imperializmu!
    (doktor ubiera się, stawia kołnierz płaszcza i wychodzi, Oficer bierze butelkę do ręki, patrzy pod światło, przykłada szyjkę do ust i wypija całą zawartość. Ubiera się...wychodzi)
KURTYNA

AKT II

OSOBY:
  1. Kanclerz Wyższej Szkoły Stosunków Międzynarodowych w mieście wojewódzkim. Znany nam już z I aktu Doktor Malinowski. Teraz już profesor. Trochę posiwiał i przytył, ale jeszcze trzyma się dobrze,
  2. Właściciel Wyższej Szkoły. Znany nam już z I aktu Oficer. Z tym też czas obszedł się łaskawie. Posiwiał, przytył, ale jeszcze i teraz budziłby postrach wśród wrogów klasy robotniczej, gdyby się tacy ujawnili, zaś Właściciel otrzymał zadanie poskromienia ich.
  3. Urbaniak Znany nam z I aktu, antysocjalistyczny warchoł, sprawca afery pierogowej. Za tą burżuazyjną prowokację otrzymał 5 lat więzienia. Teraz wygląda nietęgo. Zarośnięty, nieogolony, brudny, w niedbałym ubraniu. Trudno w nim rozpoznać, prawie doktora.

MIEJSCE AKCJI:
25 lat później, w III RP.

Gabinet Kanclerza. Gustownie urządzony. Meble z litego drewna wiśniowego. Fotele skórzane, na ścianach obrazy olejne znanego malarza. Przy ławie, w fotelach siedzą Właściciel i Kanclerz, Pracują nad petycją protestacyjną. Przeciwko lustracji pracowników naukowych będą protestować.

AKCJA
(kurtyna w górę)
Kanclerz:
            - no to przeczytaj Władziu jeszcze raz tą naszą petycję,
Właściciel:
       - my pracownicy naukowi polskich uczelni wyższych, stanowczo protestujemy przeciwko uwłaczającej naszej godności akcji lustracji naszego środowiska. Uważamy, że...
(dzwoni telefon, właściciel podchodzi do telefonu, podnosi słuchawkę, słucha)
- słuchaj no Antoś, portier dzwoni, mówi, że chce się do ciebie dostać jakiś Urbaniak, pyta czy go wpuścić?
Kanclerz:
         - co za Urbaniak, nie znam żadnego Urbaniaka. Niech go zapyta portier co chce, i co on za jeden,
Właściciel: (mówi do słuchawki telefonu)
         - zapytaj tego Urbaniaka kto on jest i czego chce (słucha wyjaśnień portiera). Antoś, k..wa mać, trzymaj mnie bo spadnę z krzesła. To ten Urbaniak, cośmy go za pierogi leniwe do mamra wpakowali, jeszcze za komuny. Pamiętasz? Roboty szuka!
Kanclerz:
         - o k..wa, czego on może chcieć? Może był w IPN-nie, grzebał w papierach i się o wszystkim dowiedział? Może przyszedł nas szantażować? O k..wa, ale numer. Powiedz portierowi niech go przyprowadzi. Musimy wybadać, co on knuje.
Właściciel: (mówi do słuchawki)
           - przyprowadź tego pana do nas, a pospiesz się.
            (czekają nerwowo paląc papierosy...słychać pukanie do drzwi, wchodzi Urbaniak)
Kanclerz: (na widok Urbaniaka zrywa się z fotela, biegnie do niego, obejmuje go i ściska)
          - kopę lat Mareczku, kopę lat...ja p....dolę niech cię wyściskam... kopę lat... ale się zmieniłeś nie do poznania. Na ulicy bym cię nie poznał... Co u ciebie słychać, co cię do mnie sprowadza? No opowiadaj... siadaj... naleję ci gorzałeczki... co za spotkanie... ja pierdolę...co za spotkanie... no opowiadaj!
Urbaniak:
          - a co tu opowiadać. Pamiętasz jak mnie na 5 lat do kryminału wpakowali za te pierogi leniwe?
Kanclerz:
      - jakże miałbym nie pamiętać, sam podpisy pod petycją do rektora zbierałem, żeby cię wypuścili... o mało mnie samego by przyskrzynili. Widzisz Mareczku jaki to był skurwysyński ustrój...wszystkich nas up...dolił!
Urbaniak:
        - po wyjściu z więzienia nigdzie mnie nie chcieli przyjąć do roboty, trafiłem w końcu do rozładunku wagonów z węglem.. Towarzystwo tam było nieciekawe, zacząłem z nimi popijać... a dalej to już poszło samo. Ostatnio na budowie pracowałem i tam mnie nieszczęście spotkało: z rusztowania się wyjebałem po pijaku, połamałem się cały...roboty teraz jakieś szukam. W gazecie przeczytałem ogłoszenie twojej uczelni. Patrzę kanclerz Malinowski, pomyślałem, że to Ty... no i jestem. Pomógłbyś koledze w nieszczęściu, na jakiegoś portiera, albo i dozorcę byś przyjął?
Kanclerz:
          - dobrze trafiłeś, jest właśnie u mnie właściciel uczelni,... poznajcie się panowie (podają sobie ręce).... coś tam dla ciebie wymyślimy... prawda Władziu? Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie...
Urbaniak:
        - jak opowiadałem w więzieniu, że siedzę za pierogi leniwe, to nikt nie chciał mi uwierzyć, teraz też mi nikt nie wierzy. W więzieniu cały czas się zastanawiałem, kto mnie w te pierogi wpierdolił,...tydzień temu byłem w IPN-nie, chciałem zajrzeć w papiery, może tam bym wyczytał, kto mnie tak urządził. Ale mnie nie wpuścili, bo trochę podpity byłem. No to jak z ta robotą dla mnie, znajdziesz coś?
Kanclerz:
         - napisz CV , list motywacyjny, podanie i jutro przynieś, coś wymyślimy!
Urbaniak:
         - coś ty Antoś, nic nie napiszę, zobacz jak mi się ręce trzęsą!
Kanclerz:
         - no to wystukaj na komputerze, w klawisze chyba trafisz?
Urbaniak:
       - nie trafię, jak bym wypił ćwiartkę, to bym trafił, ale wtedy mam taką pustkę we łbie, że nie wiedziałbym co napisać.
Kanclerz:
        - no to nic nie pisz tylko przyjdź jutro, tylko się trochę ogarnij. Brodę ogol, włosy wymyj, jakieś czyste ubranie załóż. Wiesz tutaj musisz trzymać fason, to nie skład węgla tylko uczelnia europejska. Masz jakieś czyste ubranie?
Urbaniak:
         - jak byś pożyczył ze 30 złotych, to bym coś porządnego w lumpeksie kupił.
Kanclerz:
         - masz tu 50 złotych, tylko nie przepij... a jutro przychodź do roboty....no to do jutra, trzymaj się (podają sobie ręce, Urbaniak wychodzi).
Właściciel:
        - bardzo mi się to Antoś nie podoba. W IPN-nie był....pójdzie jeszcze raz, poszpera w papierach, wstydu narobi na całą Polskę, studenci nam pouciekają...tak nie może być (podchodzi do telefony, podnosi słuchawkę, wybiera numer). Wejdź na chwilę, a pospiesz się, robotę mam dla ciebie...czekam. Nie możemy Antoś ryzykować, za dużo mamy do stracenia...zaraz tu przyjdzie portier...nie możemy ryzykować. (wchodzi portier).
Portier:
         - jaką tam Władziu masz za robotę dla mnie?
Właściciel: (otwiera sejf, wyjmuje pistolet, wręcza go portierowi)
        - idź za tym gościem którego przyprowadziłeś, nie spuszczaj go z oczu, gdyby szedł do IPN-u, załatw go... zrozumiałeś? Spluwę wyrzuć do kanału... wykonać!
Portier:
         - tak jest szefie, już biegnę (chowa pistolet za pasek, wybiega).
Kanclerz:
        - k..wa mać, już myślałem, że się od przeszłości uwolniliśmy, a tu ten Urbaniak, i ten p...dolony IPN ..nalej Władziu po kieliszku, spociłem się jak mysz.
         (Właściciel nalewa w kieliszki wódkę, wypijają).
Właściciel:
         - czytaj dalej tą petycję antylustracyjną, dzisiaj musimy ja puścić do prasy, czytaj...
Kanclerz: (zaczyna czytać rezolucję......)

KURTYNA

p.s. Autor nie ujawniony.

piątek, 9 marca 2012

Dlaczego Ziemia jest przeludniona?

Fragmenty książki: Christian B. Allan, Wolfgang Lutz „Życie bez pieczywa”. 


"Badania na kurach. 
Do badań tych wybrano kury z wielu powodów. Potrzebne było zwierzę, które w zamierzonym eksperymencie żywieniowym spełniałoby różne kryteria. Po pierwsze powinno w starszym wieku wykazywać arteriosklerozę podobną do tej, którą spotykamy u człowieka. Powinno być łatwe w utrzymaniu i nie powinno żyć zbyt długo. Zwierzę to winno w stanie dzikim być wszystkożercą. Drób domowy znakomicie pasuje do tego opisu. U zwierząt tych arterioskleroza daje się zauważyć w trzecim lub czwartym roku życie. Podobnie jak u ludzi, choroba zaczyna się w brzusznej części aorty, a potem rozprzestrzenia, opanowując inne części tego naczynia krwionośnego. Arterioskleroza u kur przypomina ludzką zarówno histopatologicznie jak i biochemicznie. W stanie dzikim drób żywi się owadami i innymi małymi stworzeniami, natomiast ziarna nie je. Autorzy tego eksperymentu, dr Lutz i jego koledzy, zdecydowali się zastosować karmę o różnym udziale procentowym węglowodanów, a mianowicie 18, 43 i 73%. Wszystkie kury pochodziły z tej samej hodowli. … Węglowodany były dostarczane pod postacią ziarna pszenicy." - str. 120 

"Kury żywione karmą z najmniejszą ilością węglowodanów znosiły najmniej jaj. Świadczy to o tym, że węglowodany mają faktycznie bezpośredni wpływ na hormony, o czym już mówiliśmy w rozdziale 2 i 3. Nie byłoby rzeczą normalną, gdyby dzikie zwierzę znosiło tyle samo jaj co hodowlane. Karma kur fermowych zawiera duże ilości ziaren kukurydzy i właśnie ten fakt jest odpowiedzialny za kilkakrotnie większą liczbę znoszonych jaj. Być może odnosi się to także do ludzi. Kiedy 8 tys. lat temu, w czasie rewolucji, jakę było przejście na rolnictwo, człowiek wprowadził do swego pożywienia duże ilości węglowodanów, populacja ludzka zaczęła się szybko mnożyć." - str. 121

Teraz jest znacznie gorzej! Już ponad 90% populacji ludzkiej, mierząc w proporcji do zjadanego mięsa, to głównie roślinożercy (chleb, ryż, makarony, soja, ziemniaki, kasze, warzywa owoce itd.). Więc problem przeludnienia staje się coraz poważniejszy i naglący. Podejmuje się oczywiście różne inne działania, żeby do tego nie dopuścić jak np.: wymuszanie modelu rodziny 2+1, małżeństwa jednopłciowe, likwidacja rodziny, eutanazja, aborcja, wojny itd., a nie usuwa się pierwotnej przyczyny: roślinożerności.

wtorek, 6 marca 2012

Rozkład rodziny w cywilizacji Człowieka!

W świecie dzikich zwierząt (ssaków) mamy w zasadzie dwa podstawowe typy zbiorowisk: watahy drapieżników i stada roślinożerców. Ten podział w oczywisty sposób wynika z rodzajów pokarmu, jakie te zwierzęta spożywają: mięsa lub roślin. Polujące na roślinożerców watahy drapieżników składają się przeważnie z osobników spokrewnionych i są wielopokoleniowe. Obejmują w swoje władanie określony obszar i bronią go przed innymi watahami. Nie zdarza się nigdy, aby jedna wataha przejęła kontrolę na inną, zniewoliła ją i zmuszała do polowań dla zaspokojenia swoich potrzeb. Może ją zniszczyć i przejąć jej teren łowiecki, ale nie zniewolić. Nadto główną funkcją takiej rodzinnej watahy jest organizowanie skutecznego polowania, a nie zapewnienie bezpieczeństwa jej członkom. Każdy członek takiej watahy (a czynią to przeważnie młode osobniki) ma możliwość odłączenia się od niej i stania się wolnym. To pozwala im na zdobycie własnego terenu łowieckiego i założenie rodziny. Nadto drapieżniki znajdują się na wyższym poziomie łańcucha pokarmowego niż roślinożercy, a to przekłada się na ich postrzeganie przez ludzi. Dlatego lew jest królem zwierząt, sowa symbolem mądrości, lis chytrości i przebiegłości, a orzeł godłem narodowym wielu nacji. Natomiast symbolami głupoty czy braku rozumu jest oczywiście baran czy osioł! 

Odmienna sytuacja jest u roślinożerców. Te zwierzęta funkcjonują w stadach, w których nie ma typowej rodziny! Nie ma też obszaru (terenu), który stanowiłby wyłączność dla danego stada roślinożerców. Na każdym pastwisku można spotkać różne stada roślinożerców (krów, owiec, zebr, antylop itp.), które wspólnie korzystają z obfitości pokarmu roślinnego. Jedynie w okresach nieurodzaju migrują one z jednego pastwiska do innego, a w tym zjawisku przyrodniczym nie ma żadnych granic! Natomiast głównym problemem roślinożerców jest ochrona i zapewnienie bezpieczeństwa przed atakami drapieżników. Funkcję tą może pełnić wyłącznie duże stado, gdyż pojedyncza rodzina takich zwierząt jest zbyt mała i nie ma żadnych możliwości by bronić się przed drapieżnikami. To jest też przyczyna, że stado nie jest zbiorowiskiem rodzin, ale pojedynczych osobników podlegających określonej hierarchii w stadzie. W takim stadzie samica w rui dopuszcza do siebie najlepszego, wyłonionego przeważnie w rytualnej walce, samca i zachodzi w ciążę. Po zakończeniu okresu karmienia mlekiem matki i przejściu na pokarm roślinny, nowo narodzone młode podporządkowują się strukturze stada, a matka, jedyna od dnia urodzin opiekunka takiego młodego, wchodzi w następny cykl rozrodczy. I jest to rozwiązanie naturalne i bardzo skuteczne dla roślinożerców, o czym świadczą ogromne ich stada i....... przeludnienie! Jednak każdy osobnik musi być podporządkowany strukturze stada (zniewolony), gdyż uzyskanie jakiejkolwiek wolności (uniezależnienie się od stada), grozi nieuchronnie pożarciem przez drapieżniki. 

Jest jeszcze jedna grupa zwierząt – wszystkożercy. Do nich zaliczamy w stanie dzikim te zwierzęta, które mogą uzupełniać swoją dietę podstawową (mięsną lub roślinną) pożywieniem z drugiej grupy. Do tych zwierząt zaliczymy między innymi niedźwiedzie czy małpy (szympansy, pawiany). Jednak to uzupełnienie stanowi nieduży, w zasadzie nie istotny, procent kalorii w zjadanych pokarmach. Spożywane jest głównie ze względów metabolicznych, w okresach małej dostępności podstawowego pożywienia lub innych, np. do czyszczenia przewodu pokarmowego z niestrawionej sierści jak to czynią lwy skubiąc trawę. Do tej grupy należą też ludzie oraz zwierzęta udomowione: psy, koty, kury czy świnie. Jednak model żywienia człowieka zmieniał się na przestrzeni wieków od mięsożerności, poprzez wszystkożerność, aż do coraz bardziej dominującej obecnie roślinożerności! Roślinożerność została zapoczątkowana pojawieniem się rolnictwa i wykorzystaniem ognia do obróbki cieplnej niestrawnych na surowo roślin. To przejście człowieka z najwyższego szczebla łańcucha pokarmowego do zdecydowanie niższego, stanowi ogromny regres w rozwoju społeczeństwa ludzkiego! Ten regres bardzo dobrze uzasadnia brak rozumu i głupotę jaka obecnie dominuje w cywilizacji globalnej. Jak dobrze wiemy te dwie cechy przypisane są w świadomości społecznej do grupy zwierząt, której wybitnym przedstawicielem jest osioł czy baran!

Pojawienie się rolnictwa zapoczątkowało również proces rozkładu typowej rodziny mięsożerców i tworzenia się ogromnych stad roślinożernych ludzi! W stadach tych znajdowali się osobnicy zajmujący w hierarchii społecznej najniższy szczebel jako niewolnicy. A niewolnicy, których głównym pokarmem jest wypiekany ze zbóż chleb (stręczony nawet w modlitwie: „chleba powszedniego daj nam dzisiaj.....”), nie dążą do uzyskania i nie chcą wolności! Ta wolność, podobnie jak u roślinożerców, jest dla nich ogromnym zagrożeniem! Natomiast bardzo chcą mieć poczucie bezpieczeństwa, a to możne zapewnić im tylko stado i właściciel niewolników (władza). Władza (przewodnicy stada) stręcząc ludziom lub zmuszając ich do roślinożerności uzyskała doskonały mechanizm zniewalania ludzi, ale sama tej roślinożerności unika! Bowiem już w starożytności rządzący znali i stosowali zasadę: zboże jest dla niewolników, mięso dla wojowników, a podroby i tłuszcz dla kapłanów i władzy. Prawdopodobnie w tym tkwi również tajemnica masonerii! W czasie II Wojny Światowej Niemcy wypróbowali i zastosowali w obozach koncentracyjnych model żywienia oparty na produktach roślinnych nie zawierających więcej jak 1000 kcal dziennie w celu ujarzmienia, a potem łatwego sterowania uwięzionymi. O ile się nie mylę to sposób ten okazał się bardzo skuteczny i nie było w tych obozach buntów na większą skalę. Skuteczność tego modelu spowodowała, że zastosował go w latach 60-ch XX w. prezydent Kennedy do ujarzmienia wolnych wtedy obywateli USA. Zamiar ten udał się znakomicie, a USA stało się bardzo zniewolonym, policyjnym i socjalistycznym krajem (teoria konwergencji Brzezińskiego). Obecnie model żywieniowy 1000 kcal jest bardzo popularny i stosowany wśród wielu „postępowych” Pań, które nie zdają sobie nawet sprawy jak ogromne szkody w ich zdrowiu i mentalności ten model powoduje. W XIX wieku Fryderyk Engels odnosząc się do rewolucyjnej zmiany w cywilizacji ludzkiej jaką było pojawienia się rolnictwa, użył określenia „bydło ludzkie (human cattle)” w stosunku do niewolników żywiących się zbożem! To określenie jest jak najbardziej uzasadnione. 

Rolnictwo i przejście na roślinożerność spowodowały, że obecnie ludzie żyją już tylko w ogromnych stadach składających się na globalną cywilizację. Stada te muszą być sterowane i kontrolowane (by nie poszły w szkodę jak np. krowy), a w tym mechanizmie wykorzystywany jest głównie strach i konieczność zapewnienia bezpieczeństwa. Władza robi wszystko i jest gotowa na każdą niegodziwość, żeby utrzymać ludzi w wielkim strachu przed atakiem „drapieżników”, których rolę pełni obecnie terroryzm i mające bardzo silne oddziaływanie zagrożenie klimatyczne i kosmiczne! Kultura i środki masowego przekazu stały się głównymi narzędziami przy pomocy których ten mechanizm jest stosowany z ogromną skutecznością. Mechanizm jest tak skuteczny, że członkowie stada (społeczeństwa) nie zdają sobie nawet sprawy z tego, że największym dla nich zagrożeniem nie są „drapieżniki”, ale osobniki, które w hierarchii zajmują nieco wyższe szczeble! 

Tworzenie się stad ludzkich w pełni uzasadnia tezę postawioną w temacie postu.

sobota, 3 marca 2012

Dziwne przypadki!

Od kiedy jestem na Facebook-u rzuca mi się w oczy i podoba pytanie „O czym teraz myślisz?”. Pewnego razu myślałem sobie o przypadku/wydarzeniu, które skłoniło mnie do zadania sobie pytania: „Czy mam się tym podzielić z innymi?” 

Zdarzyło się to niedawno. Obudziłem się o godzinie 4 rano i leżąc w łóżku myślałem o różnych rzeczach. W pewnym momencie, ni stąd ni z zowąd, przychodzi mi do głowy taki oto wierszyk:

Eutanazja i aborcja 
to para dobrze zgrana, 
mordują ludzi 
z wieczora i rana 
…ich życia! 

Nie wiem jak to wytłumaczyć. W pewnych kręgach istnieje przekonanie, według którego okres między godzinną 4 a 5 rano jest czasem Stwórcy (Boga). Jest to podobno najlepszy moment na dialog z Nim lub modlitwę. Czy zatem to co się wydarzyło było jakąś formą przekazu informacji, którą mam rozpowszechnić. Na wszelki wypadek robię to na tym blogu. 

W swoim życiu miałem kilka takich dziwnych przypadków. Poniżej opowiem jeszcze o dwóch takich przypadkach. 
Przypadek I. 
Wydarzyło się to w lipcu 1977 r. Kilka miesięcy wcześniej urodziła mi się córka, z którą żona przebywała daleko od Świnoujścia w swoim domu rodzinnym. Natomiast ja, jako młody oficer, zakwaterowany byłem w kabinie na trałowcu. Pewnego razu miałem wolną niedzielę. Pogoda była cudowna, świeciło słońce i było ciepło. Zastanawiałem się co robić w swoim czasie wolnym. Nagle usłyszałem wyraźnie wewnętrzny głos, który mówił: 
„Idź do kościoła na mszę!”. 
W owych czasach dla oficera było to bardzo ryzykowne przedsięwzięcie, ale ja należałem do typu tzw. pistoletów i nie bardzo się tym przejmowałem. Ślub miałem kościelny, a córka była ochrzczona w Świnoujściu. Podczas mszy znowu słyszę wewnętrzny głos: 
„Daj 100 zł na tacę!” 
Zrobiłem jak mi głos podpowiedział. Msza się skończyła i wychodząc z kościoła znowu słyszę głos: 
„Przepraw się promem na drugą stronę i idź w kierunku terminalu promów morskich”. 
Tak też uczyniłem. W drodze do terminalu, na wysokości portu rybackiego była latarnia. Przy niej po raz ostatni usłyszałem głos: 
„Stój”. 
Stanąłem i rozejrzałem się. Pod latarnią leżał banknot 1000 złotowy. 

Przypadek II 
Było to w maju 1987 roku. W owym czasie pełniłem obowiązki 3 oficera na M/V Marie. Statek był w drodze powrotnej do Europy z 3 miesięcznego rejsu do South Africa. W tym rejsie była również moja żona. Jako 3 oficer pełniłem wachty na mostku od 8 do 12 rano i od 20 do północy. Zazwyczaj wstawałem o siódmej rano i po porannej toalecie udawałem się do mesy na śniadanie, a następnie na wachtę na mostek. 9 maja 1987 roku byliśmy na środku Atlantyku, w pobliżu równika. Tego dnia „coś” obudziło mnie o w pół do szóstej, a wewnętrzny głos powiedział: 
„Włącz radio!” 
Byłem trochę zaskoczony, ponieważ zadawałem sobie sprawę, że w tych rejonach nie ma łączności radiowej. Włączyłem jednak radio, obróciłem kilka razy gałkę i w pewnym momencie usłyszałem komunikat nadzwyczajny polskiego radia: „W lesie Kabackim uległ katastrofie samolot PLL T. Kościuszko, a w katastrofie zginęły 183 osoby”! Po ty komunikacie łączność uległa przerwaniu. Odebrałem to z niedowierzaniem i zaskoczeniem, ale żona również usłyszała ten komunikat. Poszedłem do mesy na śniadanie i przekazałem oficerom usłyszany komunikat. Wszyscy przyjęli to z niedowierzaniem, szczególnie radiooficer, który wręcz stwierdził, że łączność radiowa w tych rejonach jest niemożliwa. Kilka dni później, gdy można już było nawiązać łączność radiową, z wypiekami na policzkach radiooficer przybył na mostek i potwierdził tą wiadomość. Patrzył jednak bardzo podejrzliwie na mnie i pewnie zastanawiał się co spowodowało, że ja odebrałem ten komunikat w strefie braku łączności radiowej. Ja sam się nad tym zastanawiam. 

Czy jest jakieś logiczne i naturalne wyjaśnienie tych przypadków? 

Przypadki te opublikowałem na Facebook-u i pojawił się taki to oto komentarz: 
„Hm... z pewnością w naszym życiu zdarzają się sytuacje, które nie maj logicznego wytłumaczenia. Może zwyczajnie mieliście o tym wiedzieć. I może dokładnie to Pan tą wiadomość miał przekazać reszcie.” 
Odpowiedziałem: 
„Tylko dlaczego ja, dlaczego jedynie tak małej grupie ludzi i po co? A może dysponuję czymś nie zbadanym jeszcze, co umożliwia mi odbiór takich informacji. Gdy sprzedawałem domy w USA okazało się, że mam talent do ściągania tzw. testerów. Byli to murzyni, których zadaniem było sprawdzenie, czy broker nie stosuje rasistowskich praktyk! W okresie mojej pracy okazało się, że mam dar w ich ściąganiu i kilku z nich trafiło do biura. Po moim wyjeździe wizyty testerów zakończyły się!”. 

I co Wy na to, Drodzy Czytelnicy?

czwartek, 23 lutego 2012

Prawdziwa przyczyna większości chorób!

Prawda o głównej przyczynie chorób nie tylko u ludzi, ale i udomowionych drapieżników (psów i kotów) jest nieskomplikowana i znana medycynie. Ludzie (i drapieżniki) nie mają mechanizmów trawienia cukrów złożonych (węglowodanów), takich w jakie wyposażone są zwierzęta roślinożerne – niektóre trawią nawet celulozę (błonnik). Zatem człowiek nie może spożywać węglowodanów (skrobi) w stanie surowym! Natomiast może spożywać niskocukrowe warzywa i owoce zawierające cukry proste, głównie fruktozę. W zasadzie nie mają one dużego wpływu na organizm człowieka, bowiem ich głównym składnikiem jest woda, a błonnik nie jest trawiony i wydalany. Natomiast obróbka cieplna jest tym mechanizmem, który umożliwia człowiekowi spożywanie zbóż i innych roślin zawierających węglowodany złożone.


Bez ognia i obróbki cieplnej człowiek nie mógłby upiec chleba czy zjeść na surowo ziemniaka, a tym samym wprowadzić do swojego układu trawienia pokarmy całkowicie niestrawne. 

Często w programach survivalowych przeżycie człowieka poza cywilizacją jest uzależnione od znalezienia larw lub upolowania zwierzęcia, a nie od spożycia pokarmu roślinnego nie trawionego na surowo, lecz dostępnego w wielkiej obfitości! Wyjątkiem są owoce i trawione na surowo części roślin, o ile uda je się znaleźć i to wyłącznie w sezonie wegetacyjnym. Przeżycie wymaga jednak zdobycia białka zwierzęcego niezbędnego do prawidłowego przebiegu procesów metabolicznych.

Wszystkie pokarmy roślinne i tylko roślinne zawierają cukry (węglowodany): proste i złożone. Cukry złożone (po ich obróbce cieplnej) są rozkładane do cukrów prostych w procesie trawienia. Pierwszą reakcją organizmu człowieka na spożycie cukrów (prostych i złożonych) jest wyrzut do krwi anabolicznego hormonu insuliny, odpowiedzialnego za zutylizowanie tegoż cukru, czyli "wepchnięcia” go do komórki celem wytworzenia energii lub przerobienia na tłuszcz, jako zapasowe źródło energii. Organizm zdrowego człowieka jest w stanie tzw. równowagi metabolicznej (hormonalnej), czyli równowagi między procesami anabolicznymi (wzrostu) i katabolicznymi (rozkładu). Spożycie węglowodanów (cukrów) powoduje wyrzut insuliny, która jest po jednej stronie „huśtawki” metabolicznej. Jednak ten wyrzut jest zawsze dużo większy, niż faktyczne zapotrzebowanie na nią organizmu w stosunku do spożytych węglowodanów i przyczynia się do rozchwiania tejże równowagi metabolicznej. Możemy to łatwo zaobserwować w tzw. krzywej cukrowej u cukrzyków. Organizm ma wiele sposobów na przywrócenie równowagi metabolicznej, a jednym z nich jest ograniczenie produkcji insuliny poprzez niszczenie produkujących ją wypustków w trzustce.

Przy niezmienionej dawce wchłanianych węglowodanów po pewnym czasie trzustka jest tak zniszczona, że nie może już produkować insuliny w wystarczającej ilości do zutylizowania cukrów. Tak pojawia się choroba zwana „cukrzycą”. Możemy wyobrazić sobie jakie ilości węglowodanów prostych i złożonych musi spożywać w okresie ciąży matka, żeby jej nowo narodzone dziecko miało zniszczoną trzustkę, a Owsiak mógł robić kampanię zakupu pomp insulinowych dla tych dzieci!

Cukrzyca jest protoplastą i w zasadzie jedyną przyczyną powstających po pewnym czasie chorób degeneracyjnych takich jak: rak, miażdżyca, nadciśnienie, stwardnienie rozsiane, arterioskleroza, gościec itd. oraz chorób inwazyjnych wynikających z osłabienia przez nią systemu immunologicznego. Bardzo często okłamuje się chorych na cukrzycę, że to tłuszcz jest odpowiedzialny za ich chorobę! Jednak sama nazwa wskazuje wyraźnie związek przyczynowo skutkowy: cukier – cukrzyca! Natomiast nie ma chorób, których związek przyczynowy skutkowy byłby związany bezpośrednio z tłuszczami jak np. masło – masłowica, smalec – smalcowica, oliwa – oliwica!