like it

piątek, 9 marca 2012

Dlaczego Ziemia jest przeludniona?

Fragmenty książki: Christian B. Allan, Wolfgang Lutz „Życie bez pieczywa”. 


"Badania na kurach. 
Do badań tych wybrano kury z wielu powodów. Potrzebne było zwierzę, które w zamierzonym eksperymencie żywieniowym spełniałoby różne kryteria. Po pierwsze powinno w starszym wieku wykazywać arteriosklerozę podobną do tej, którą spotykamy u człowieka. Powinno być łatwe w utrzymaniu i nie powinno żyć zbyt długo. Zwierzę to winno w stanie dzikim być wszystkożercą. Drób domowy znakomicie pasuje do tego opisu. U zwierząt tych arterioskleroza daje się zauważyć w trzecim lub czwartym roku życie. Podobnie jak u ludzi, choroba zaczyna się w brzusznej części aorty, a potem rozprzestrzenia, opanowując inne części tego naczynia krwionośnego. Arterioskleroza u kur przypomina ludzką zarówno histopatologicznie jak i biochemicznie. W stanie dzikim drób żywi się owadami i innymi małymi stworzeniami, natomiast ziarna nie je. Autorzy tego eksperymentu, dr Lutz i jego koledzy, zdecydowali się zastosować karmę o różnym udziale procentowym węglowodanów, a mianowicie 18, 43 i 73%. Wszystkie kury pochodziły z tej samej hodowli. … Węglowodany były dostarczane pod postacią ziarna pszenicy." - str. 120 

"Kury żywione karmą z najmniejszą ilością węglowodanów znosiły najmniej jaj. Świadczy to o tym, że węglowodany mają faktycznie bezpośredni wpływ na hormony, o czym już mówiliśmy w rozdziale 2 i 3. Nie byłoby rzeczą normalną, gdyby dzikie zwierzę znosiło tyle samo jaj co hodowlane. Karma kur fermowych zawiera duże ilości ziaren kukurydzy i właśnie ten fakt jest odpowiedzialny za kilkakrotnie większą liczbę znoszonych jaj. Być może odnosi się to także do ludzi. Kiedy 8 tys. lat temu, w czasie rewolucji, jakę było przejście na rolnictwo, człowiek wprowadził do swego pożywienia duże ilości węglowodanów, populacja ludzka zaczęła się szybko mnożyć." - str. 121

Teraz jest znacznie gorzej! Już ponad 90% populacji ludzkiej, mierząc w proporcji do zjadanego mięsa, to głównie roślinożercy (chleb, ryż, makarony, soja, ziemniaki, kasze, warzywa owoce itd.). Więc problem przeludnienia staje się coraz poważniejszy i naglący. Podejmuje się oczywiście różne inne działania, żeby do tego nie dopuścić jak np.: wymuszanie modelu rodziny 2+1, małżeństwa jednopłciowe, likwidacja rodziny, eutanazja, aborcja, wojny itd., a nie usuwa się pierwotnej przyczyny: roślinożerności.

wtorek, 6 marca 2012

Rozkład rodziny w cywilizacji Człowieka!

W świecie dzikich zwierząt (ssaków) mamy w zasadzie dwa podstawowe typy zbiorowisk: watahy drapieżników i stada roślinożerców. Ten podział w oczywisty sposób wynika z rodzajów pokarmu, jakie te zwierzęta spożywają: mięsa lub roślin. Polujące na roślinożerców watahy drapieżników składają się przeważnie z osobników spokrewnionych i są wielopokoleniowe. Obejmują w swoje władanie określony obszar i bronią go przed innymi watahami. Nie zdarza się nigdy, aby jedna wataha przejęła kontrolę na inną, zniewoliła ją i zmuszała do polowań dla zaspokojenia swoich potrzeb. Może ją zniszczyć i przejąć jej teren łowiecki, ale nie zniewolić. Nadto główną funkcją takiej rodzinnej watahy jest organizowanie skutecznego polowania, a nie zapewnienie bezpieczeństwa jej członkom. Każdy członek takiej watahy (a czynią to przeważnie młode osobniki) ma możliwość odłączenia się od niej i stania się wolnym. To pozwala im na zdobycie własnego terenu łowieckiego i założenie rodziny. Nadto drapieżniki znajdują się na wyższym poziomie łańcucha pokarmowego niż roślinożercy, a to przekłada się na ich postrzeganie przez ludzi. Dlatego lew jest królem zwierząt, sowa symbolem mądrości, lis chytrości i przebiegłości, a orzeł godłem narodowym wielu nacji. Natomiast symbolami głupoty czy braku rozumu jest oczywiście baran czy osioł! 

Odmienna sytuacja jest u roślinożerców. Te zwierzęta funkcjonują w stadach, w których nie ma typowej rodziny! Nie ma też obszaru (terenu), który stanowiłby wyłączność dla danego stada roślinożerców. Na każdym pastwisku można spotkać różne stada roślinożerców (krów, owiec, zebr, antylop itp.), które wspólnie korzystają z obfitości pokarmu roślinnego. Jedynie w okresach nieurodzaju migrują one z jednego pastwiska do innego, a w tym zjawisku przyrodniczym nie ma żadnych granic! Natomiast głównym problemem roślinożerców jest ochrona i zapewnienie bezpieczeństwa przed atakami drapieżników. Funkcję tą może pełnić wyłącznie duże stado, gdyż pojedyncza rodzina takich zwierząt jest zbyt mała i nie ma żadnych możliwości by bronić się przed drapieżnikami. To jest też przyczyna, że stado nie jest zbiorowiskiem rodzin, ale pojedynczych osobników podlegających określonej hierarchii w stadzie. W takim stadzie samica w rui dopuszcza do siebie najlepszego, wyłonionego przeważnie w rytualnej walce, samca i zachodzi w ciążę. Po zakończeniu okresu karmienia mlekiem matki i przejściu na pokarm roślinny, nowo narodzone młode podporządkowują się strukturze stada, a matka, jedyna od dnia urodzin opiekunka takiego młodego, wchodzi w następny cykl rozrodczy. I jest to rozwiązanie naturalne i bardzo skuteczne dla roślinożerców, o czym świadczą ogromne ich stada i....... przeludnienie! Jednak każdy osobnik musi być podporządkowany strukturze stada (zniewolony), gdyż uzyskanie jakiejkolwiek wolności (uniezależnienie się od stada), grozi nieuchronnie pożarciem przez drapieżniki. 

Jest jeszcze jedna grupa zwierząt – wszystkożercy. Do nich zaliczamy w stanie dzikim te zwierzęta, które mogą uzupełniać swoją dietę podstawową (mięsną lub roślinną) pożywieniem z drugiej grupy. Do tych zwierząt zaliczymy między innymi niedźwiedzie czy małpy (szympansy, pawiany). Jednak to uzupełnienie stanowi nieduży, w zasadzie nie istotny, procent kalorii w zjadanych pokarmach. Spożywane jest głównie ze względów metabolicznych, w okresach małej dostępności podstawowego pożywienia lub innych, np. do czyszczenia przewodu pokarmowego z niestrawionej sierści jak to czynią lwy skubiąc trawę. Do tej grupy należą też ludzie oraz zwierzęta udomowione: psy, koty, kury czy świnie. Jednak model żywienia człowieka zmieniał się na przestrzeni wieków od mięsożerności, poprzez wszystkożerność, aż do coraz bardziej dominującej obecnie roślinożerności! Roślinożerność została zapoczątkowana pojawieniem się rolnictwa i wykorzystaniem ognia do obróbki cieplnej niestrawnych na surowo roślin. To przejście człowieka z najwyższego szczebla łańcucha pokarmowego do zdecydowanie niższego, stanowi ogromny regres w rozwoju społeczeństwa ludzkiego! Ten regres bardzo dobrze uzasadnia brak rozumu i głupotę jaka obecnie dominuje w cywilizacji globalnej. Jak dobrze wiemy te dwie cechy przypisane są w świadomości społecznej do grupy zwierząt, której wybitnym przedstawicielem jest osioł czy baran!

Pojawienie się rolnictwa zapoczątkowało również proces rozkładu typowej rodziny mięsożerców i tworzenia się ogromnych stad roślinożernych ludzi! W stadach tych znajdowali się osobnicy zajmujący w hierarchii społecznej najniższy szczebel jako niewolnicy. A niewolnicy, których głównym pokarmem jest wypiekany ze zbóż chleb (stręczony nawet w modlitwie: „chleba powszedniego daj nam dzisiaj.....”), nie dążą do uzyskania i nie chcą wolności! Ta wolność, podobnie jak u roślinożerców, jest dla nich ogromnym zagrożeniem! Natomiast bardzo chcą mieć poczucie bezpieczeństwa, a to możne zapewnić im tylko stado i właściciel niewolników (władza). Władza (przewodnicy stada) stręcząc ludziom lub zmuszając ich do roślinożerności uzyskała doskonały mechanizm zniewalania ludzi, ale sama tej roślinożerności unika! Bowiem już w starożytności rządzący znali i stosowali zasadę: zboże jest dla niewolników, mięso dla wojowników, a podroby i tłuszcz dla kapłanów i władzy. Prawdopodobnie w tym tkwi również tajemnica masonerii! W czasie II Wojny Światowej Niemcy wypróbowali i zastosowali w obozach koncentracyjnych model żywienia oparty na produktach roślinnych nie zawierających więcej jak 1000 kcal dziennie w celu ujarzmienia, a potem łatwego sterowania uwięzionymi. O ile się nie mylę to sposób ten okazał się bardzo skuteczny i nie było w tych obozach buntów na większą skalę. Skuteczność tego modelu spowodowała, że zastosował go w latach 60-ch XX w. prezydent Kennedy do ujarzmienia wolnych wtedy obywateli USA. Zamiar ten udał się znakomicie, a USA stało się bardzo zniewolonym, policyjnym i socjalistycznym krajem (teoria konwergencji Brzezińskiego). Obecnie model żywieniowy 1000 kcal jest bardzo popularny i stosowany wśród wielu „postępowych” Pań, które nie zdają sobie nawet sprawy jak ogromne szkody w ich zdrowiu i mentalności ten model powoduje. W XIX wieku Fryderyk Engels odnosząc się do rewolucyjnej zmiany w cywilizacji ludzkiej jaką było pojawienia się rolnictwa, użył określenia „bydło ludzkie (human cattle)” w stosunku do niewolników żywiących się zbożem! To określenie jest jak najbardziej uzasadnione. 

Rolnictwo i przejście na roślinożerność spowodowały, że obecnie ludzie żyją już tylko w ogromnych stadach składających się na globalną cywilizację. Stada te muszą być sterowane i kontrolowane (by nie poszły w szkodę jak np. krowy), a w tym mechanizmie wykorzystywany jest głównie strach i konieczność zapewnienia bezpieczeństwa. Władza robi wszystko i jest gotowa na każdą niegodziwość, żeby utrzymać ludzi w wielkim strachu przed atakiem „drapieżników”, których rolę pełni obecnie terroryzm i mające bardzo silne oddziaływanie zagrożenie klimatyczne i kosmiczne! Kultura i środki masowego przekazu stały się głównymi narzędziami przy pomocy których ten mechanizm jest stosowany z ogromną skutecznością. Mechanizm jest tak skuteczny, że członkowie stada (społeczeństwa) nie zdają sobie nawet sprawy z tego, że największym dla nich zagrożeniem nie są „drapieżniki”, ale osobniki, które w hierarchii zajmują nieco wyższe szczeble! 

Tworzenie się stad ludzkich w pełni uzasadnia tezę postawioną w temacie postu.

sobota, 3 marca 2012

Dziwne przypadki!

Od kiedy jestem na Facebook-u rzuca mi się w oczy i podoba pytanie „O czym teraz myślisz?”. Pewnego razu myślałem sobie o przypadku/wydarzeniu, które skłoniło mnie do zadania sobie pytania: „Czy mam się tym podzielić z innymi?” 

Zdarzyło się to niedawno. Obudziłem się o godzinie 4 rano i leżąc w łóżku myślałem o różnych rzeczach. W pewnym momencie, ni stąd ni z zowąd, przychodzi mi do głowy taki oto wierszyk:

Eutanazja i aborcja 
to para dobrze zgrana, 
mordują ludzi 
z wieczora i rana 
…ich życia! 

Nie wiem jak to wytłumaczyć. W pewnych kręgach istnieje przekonanie, według którego okres między godzinną 4 a 5 rano jest czasem Stwórcy (Boga). Jest to podobno najlepszy moment na dialog z Nim lub modlitwę. Czy zatem to co się wydarzyło było jakąś formą przekazu informacji, którą mam rozpowszechnić. Na wszelki wypadek robię to na tym blogu. 

W swoim życiu miałem kilka takich dziwnych przypadków. Poniżej opowiem jeszcze o dwóch takich przypadkach. 
Przypadek I. 
Wydarzyło się to w lipcu 1977 r. Kilka miesięcy wcześniej urodziła mi się córka, z którą żona przebywała daleko od Świnoujścia w swoim domu rodzinnym. Natomiast ja, jako młody oficer, zakwaterowany byłem w kabinie na trałowcu. Pewnego razu miałem wolną niedzielę. Pogoda była cudowna, świeciło słońce i było ciepło. Zastanawiałem się co robić w swoim czasie wolnym. Nagle usłyszałem wyraźnie wewnętrzny głos, który mówił: 
„Idź do kościoła na mszę!”. 
W owych czasach dla oficera było to bardzo ryzykowne przedsięwzięcie, ale ja należałem do typu tzw. pistoletów i nie bardzo się tym przejmowałem. Ślub miałem kościelny, a córka była ochrzczona w Świnoujściu. Podczas mszy znowu słyszę wewnętrzny głos: 
„Daj 100 zł na tacę!” 
Zrobiłem jak mi głos podpowiedział. Msza się skończyła i wychodząc z kościoła znowu słyszę głos: 
„Przepraw się promem na drugą stronę i idź w kierunku terminalu promów morskich”. 
Tak też uczyniłem. W drodze do terminalu, na wysokości portu rybackiego była latarnia. Przy niej po raz ostatni usłyszałem głos: 
„Stój”. 
Stanąłem i rozejrzałem się. Pod latarnią leżał banknot 1000 złotowy. 

Przypadek II 
Było to w maju 1987 roku. W owym czasie pełniłem obowiązki 3 oficera na M/V Marie. Statek był w drodze powrotnej do Europy z 3 miesięcznego rejsu do South Africa. W tym rejsie była również moja żona. Jako 3 oficer pełniłem wachty na mostku od 8 do 12 rano i od 20 do północy. Zazwyczaj wstawałem o siódmej rano i po porannej toalecie udawałem się do mesy na śniadanie, a następnie na wachtę na mostek. 9 maja 1987 roku byliśmy na środku Atlantyku, w pobliżu równika. Tego dnia „coś” obudziło mnie o w pół do szóstej, a wewnętrzny głos powiedział: 
„Włącz radio!” 
Byłem trochę zaskoczony, ponieważ zadawałem sobie sprawę, że w tych rejonach nie ma łączności radiowej. Włączyłem jednak radio, obróciłem kilka razy gałkę i w pewnym momencie usłyszałem komunikat nadzwyczajny polskiego radia: „W lesie Kabackim uległ katastrofie samolot PLL T. Kościuszko, a w katastrofie zginęły 183 osoby”! Po ty komunikacie łączność uległa przerwaniu. Odebrałem to z niedowierzaniem i zaskoczeniem, ale żona również usłyszała ten komunikat. Poszedłem do mesy na śniadanie i przekazałem oficerom usłyszany komunikat. Wszyscy przyjęli to z niedowierzaniem, szczególnie radiooficer, który wręcz stwierdził, że łączność radiowa w tych rejonach jest niemożliwa. Kilka dni później, gdy można już było nawiązać łączność radiową, z wypiekami na policzkach radiooficer przybył na mostek i potwierdził tą wiadomość. Patrzył jednak bardzo podejrzliwie na mnie i pewnie zastanawiał się co spowodowało, że ja odebrałem ten komunikat w strefie braku łączności radiowej. Ja sam się nad tym zastanawiam. 

Czy jest jakieś logiczne i naturalne wyjaśnienie tych przypadków? 

Przypadki te opublikowałem na Facebook-u i pojawił się taki to oto komentarz: 
„Hm... z pewnością w naszym życiu zdarzają się sytuacje, które nie maj logicznego wytłumaczenia. Może zwyczajnie mieliście o tym wiedzieć. I może dokładnie to Pan tą wiadomość miał przekazać reszcie.” 
Odpowiedziałem: 
„Tylko dlaczego ja, dlaczego jedynie tak małej grupie ludzi i po co? A może dysponuję czymś nie zbadanym jeszcze, co umożliwia mi odbiór takich informacji. Gdy sprzedawałem domy w USA okazało się, że mam talent do ściągania tzw. testerów. Byli to murzyni, których zadaniem było sprawdzenie, czy broker nie stosuje rasistowskich praktyk! W okresie mojej pracy okazało się, że mam dar w ich ściąganiu i kilku z nich trafiło do biura. Po moim wyjeździe wizyty testerów zakończyły się!”. 

I co Wy na to, Drodzy Czytelnicy?